Było
mu cholernie zimno. Dmuchanie stosunkowo ciepłym powietrzem w dłonie ani trochę
nie pomagało, tak jak wpadające mu do oczu płatki śniegu. Ale Baltazar nalegał,
a Sam odmowę na jakąkolwiek prośbę swojego chłopaka uważał za niemożliwie
trudną i właśnie dlatego został zmuszony do wpatrywania się w śniegowego
bałwanka, który wyglądał tak, jakby cierpiał niesamowite katusze; jego głowa
była większa od reszty ciała, przekrzywiona w lewą stronę, jedno oko znajdowało
się wyżej niż drugie, a prowizoryczny nos stworzony z butelki po piwie dziwnym
trafem znalazł się pod jego przerażającym uśmiechem.
Malutkie gałązki posłużyły za brwi, ściągnięte złowrogo, sprawiające wrażenie śniegowej postaci patrzącej wprost w dusze przechodniów.
Malutkie gałązki posłużyły za brwi, ściągnięte złowrogo, sprawiające wrażenie śniegowej postaci patrzącej wprost w dusze przechodniów.
–
On chyba chce umrzeć – skomentował Sam.
–
Jak my wszyscy w tych czasach, słońce, nie ma się czym przejmować. Widzisz? –
Baltazar zdjął Samowi czapkę i umieścił ją na głowie bałwanka. – Teraz wygląda
jak ty.
–
Zdajesz sobie sprawę, że przez ten przytyk załatwiłeś sobie tydzień bez seksu,
tak?
–
Proszę cię, ty nawet dnia nie wytrzymasz. Ten argument na mnie nie działa,
musisz się bardziej postarać.
Sam
przewrócił oczami.
–
No dobrze, ulepiłeś sobie kolegę, możemy już wracać?
–
Ale Sam! Aniołki!
–
Ile ty masz lat, żeby robić aniołki w śniegu?
–
Nigdy za dużo. Chodź, tam będzie idealnie.
Wzdychając
westchnięciem potępionych, Sam ruszył za Baltazarem. Śnieg był głęboki na ponad
trzy stopy z racji obfitych opadów tej zimy, jednak to nie powstrzymało
Baltazara przed rzuceniem się w sam środek zaspy. Zaczął energicznie poruszać
rękami i nogami, uśmiechając się przy tym jak dziecko.
–
I jak? – spytał chłopak.
–
O proszę, drugi bałwan – powiedział Sam, patrząc na ośnieżone ubranie i twarz
Baltazara.
–
Widzę, że ta pogoda do reszty zmroziła twoje nieczułe serce.
–
Masz rację. A jeśli nie chcesz, żeby inna część mojego ciała, którą tak bardzo
kochasz, zamroziła się na kamień, wstawaj i zabierz mnie do domu.
–
Dlaczego nie rozumiesz konceptu szczęścia... – mruknął Baltazar i podniósł
głowę. I na tym się skończyło. – Sam… Nie mogę wstać. Jest zbyt mokro i
głęboko.
–
Jeszcze nigdy nie słyszałem, żebyś wypowiadał takie zdanie.
–
Ja nie żartuję, nie mogę się ruszyć.
Sam
długo się zastanawiał, czy pomóc mu i oszczędzić nastolatkowi zażenowania, czy
zacząć się śmiać i wyciągnąć telefon w celu nakręcenia idealnego materiału do
szantażowania. Postanowił jednak być przykładnym obywatelem i wyciągnąć damę z
opresji. Co nie znaczyło, że pozwoli mu o tym zapomnieć przez, powiedzmy,
najbliższe dwa tygodnie.
Powinien
się tego spodziewać. Powinien przewidzieć podstępny plan swojego chłopaka.
Powinien wiedzieć lepiej. Lecz naiwnie wierząc w niewinny uśmiech Baltazara,
podał mu dłoń, chcąc wyłowić go z białej zaspy i to tutaj popełnił podstawowy
błąd – Baltazar w życiu nie przepuściłby takiej okazji.
W
jednej sekundzie Sam poczuł szarpnięcie, a w drugiej gryzł śnieg, lądując
twarzą tuż obok głowy jasnowłosego chłopaka. Niewiarygodny chłód przeszył całe
jego ciało i z pewnością po okolicy rozeszłyby się głośne, kwieciste
wulgaryzmy, gdyby nie fakt, że usta miał pełne białego puchu.
Usłyszał
denerwujący śmiech Baltazara.
Z
każdą chwilą nienawidził go coraz bardziej, więc przypadkiem – albo i nie, ale
nikt mu tego nie udowodni – podczas podnoszenia się, wbił mu kolano między
nogi, a łokieć między żebra. Baltazar wydał z siebie zbolały jęk, co niestety
nie przeszkodziło mu w irytującym rechotaniu się.
–
Ale z ciebie kutas – wymamrotał Sam, nachylając się nad twarzą Baltazara.
–
Ale twój. A teraz mnie całuj.
Baltazar
wydął prześmiewczo usta i zamknął oczy, co Sam bezlitośnie wykorzystał i lekko
cisnął mu garścią śniegu w twarz. Baltazar wyglądał jak mokry kot.
–
Chyba właśnie przestałem cię kochać – powiedział Baltazar i strzepnął znaczną
część puchu z powiek i nosa.
–
Jakby to było możliwe.
By
nieco go udobruchać, Sam pocałował jego pokryte śniegiem usta, który niemalże
od razu się roztopił.
–
Te usta będą musiały zrobić o wiele więcej, bym rozważył opcję zastanowienia
się nad sposobnością wykalkulowania, jakie masz szanse na odkupienie swoich win
– przyznał poważnie.
–
Zamknij się w końcu – zaśmiał się Sam i ponownie go pocałował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz